środa, 24 listopada 2010

Serce vs Rozum

No proszę. Nie wiedziałem, że tak szybko będzie można znajdować kolejne inspiracje..
Link; Tajemnice umysłu: "serce za głupie jest"

Tym razem będę rozważał odwieczny problem. Być zimnym kalkulatorem, matematykiem uczuć czy lepiej nie zastanawiać się nad działaniem tylko słuchać uczuć i iść zgodnie z tempem własnej krwi?

Według mnie zawsze należy zadawać sobie pytania i na nie jasno odpowiadać. W tym wypadku należy zadać ich parę, ale jedno jest najważniejsze: "Czego oczekujemy od relacji z innymi?". Pragniemy miłości? A może nie zależy nam na romantycznych spacerach i ciepłych słówkach, a tylko na tym by się zabawić? Gdyby sprawa była rozpatrywana tylko w tych dwóch aspektach wszystko byłoby jasne. Chodzilibyśmy tylko do klubów by szaleć lub np. kawiarni, parków wiedząc, że spotkamy tam osoby o podobnych potrzebach i w końcu spotkamy tą najlepszą osobę. Jasne jasne, mega proste. Ale w życiu tak nie ma. Zazwyczaj chcemy wszystkiego po trochu, a najczęściej sami nie wiemy czego właściwie chcemy. Bo to jest właśnie trudna współpraca pomiędzy sercem a rozumem.

Serce nakazuje nam, żyć chwilą. Oddawać się chwili, własnym pragnieniom, bez respektu dla otoczenia zmieniać te pragnienia. Super sprawa! Ale nasze pragnienia często nie współgrają z pragnieniami innych. I przychodzą rozczarowania. Nasze serce jest smutne, że znowu mu nie wyszło.
Z drugiej strony rozum... żyć ciągle patrząc w przyszłość, nigdy nie spoglądać za siebie, a jeśli już to tylko aby poprawić błędy. Ale, że jak to zabić uczucia? Przecież, to amoralne. W sumie co nam po moralności, skoro jesteśmy bez uczuć? Żadne wyrzuty sumienia nam nie straszne... Jednak wyniszczamy wtedy także uśmiech, radość i spełnienie.
Trudne mogą być te wybory...

Prawdopodobnie dlatego w komentarzach pod tym postem pojawiły się słowa o złotym środku, współpracy mózgu i serca. Najlepiej odnaleźć linię równowagi i spokojnie sobie po niej kroczyć. Jasne!!! Znajdź człowieku najpierw równowagę! A co dopiero potem po niej idź? Spróbujcie przejść po prostej linni w zamkniętym pomieszczeniu. Absorbuje to nas tak bardzo, że nie odczuwamy radość z samego chodzenia. I tak samo jest z uczuciami! Jest jeszcze jeden dodatkowy problem. W uczuciach, tak jak na ulicy gdy idziemy po krawężniku lub szynach, zawsze coś wieje :) I właśnie dlatego zachowujemy się jak pijani idąc po nie zawsze pięknej i nie zawsze równej sinusoidzie :) Ale to jest właśnie życie :)

Osobiście uważam, że wszystko jest zbyt skomplikowane by móc to wszystko kalkulować! Po prostu szkoda, życia? Nie będzie w tym życiu wtedy samego życia! Nie będzie radości, nie będzie chwil uniesienia! A przecież o to chodzi w życiu? Nie dam sobie wmówić tego, że życie jest po to by tylko je przetrwać (niestety muszę przyznać, że jest hipokrytyczne zdanie... Ostatnio poddałem się takim myślom...). Uważam, że mimo wszystko każdy powinien się cieszyć!

Autorka posta parokrotnie cytowała książkę: "S@motność w sieci". Powiem szczerze, że jest to książka, która totalnie mnie oczarowała. Możemy tam znaleźć wspaniały przykład życia chwilą! Carpie diem! Ryzykowanie w walce o swoją wartość! Szaleństwo by odszukać ukryte walory. Jednak wiele osób wzbrania się przed takim działaniem. Wszyscy ci mówią o strachu, o uczuciach zawodu. Uważam, że można sobie z tym poradzić. Przede wszystkim jestem za działaniem. Im więcej, będziemy próbować tym większe będziemy mieli doświadczenie i będzie nam łatwiej. Młodość, a w szczególności okres dojrzewania jest właśnie po to by nauczyć się życia ;) Jeśli będziemy mieli świadomość paru faktów będzie nam dużo dużo łatwiej.
Po pierwsze trzeba sobie mocno uświadomić, że się uczymy! Zawsze na początku nam nie wychodzi. Nawet jak uczymy się chodzić musimy upaść parę razy na kolana i narobić sobie siniaków by finalnie stanąć i śmiało pójść. Tak samo jest z relacjami między-ludzkimi, także z miłością i partnerstwem. Musimy nauczyć się "czytać" płeć przeciwną. A jeśli ryzykujemy to mamy tego świadomość i łatwiej jest się pogodzić z przegraną.
Po drugie i bardzo bardzo ważne! Staram się posługiwać maksymą, że: "Przyjemniej się żałuje, że coś się zrobiło, niż że nie zrobiło się nic"! To zdanie jest bardzo prawdziwe. Łatwiej jest pogodzić się z przegraną, a ciężej do końca życia rozpaczać, że się nie zrobiło kroku. Jeśli ktoś potrzebuje przykładów wiele ich znajdę.

Oczywiście wszystko jak to pisze może wydawać się proste. Nic bardziej mylnego. Mimo, że się tak mądrze to sam jestem w niezłej dupie... Trzeba być bardzo silnym i świadomym, a to jest trudne. Więc powiedzcie mi czy opłaca się staranie o taką dojrzałość? Czy przypadkiem czegoś nie utracimy w tym działaniu?

ps Chciałoby się być filozofem i mieć swój środek na życie :) Swoją drogą, jestem przekonany, że wielcy myśliciele mieli bardzo wiele trudnych chwil w swoim życiu...

6 komentarzy:

  1. Myślę, że warto starać się o dojrzałość. Zdobyć ją po to aby umieć utrzymywać relacje z ludźmi. Dzięki temu osiągamy w życiu coś na kształt stabilności - nie zwiewa nas tak z tej sinusoidy :) Odnośnie działania- jak już wcześniej pisałam całym sercem popieram aktywność. hmm łatwo powiedzieć, prawda...?

    Pozdrawiam,
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. podstawowym problemem wielkich filozofów było zapewne to, że mało kto ich rozumiał :p bo wbrew pozorom niewiele osób rozmyśla. W końcu to takie męczące zajęcie! I jeszcze prowadzi do dylematów! uu tragedia.. bo jeszcze trzeba by popracować nad sobą :)

    pytasz czy warto starać się o dojrzałość. Popieram Joannę. Ale dodam tylko, że według mnie, nie robimy tego dla innych, ale przede wszystkim DLA SIEBIE. Dojrzałość kojarzy mi się ze zdjęciem klapek na oczy - widzisz w szerokiej perspektywie. Do tego jeśli znasz i kochasz siebie dopiero możesz w pełni obdarzyć czystymi uczuciami innych :)

    Jeśli chodzi o kierowanie się rozumem - osobiście nie utożsamiam tego z brakiem uczuć. Raczej ze świadomym działaniem. A serce? Jego nawet my sami nie rozumiemy.

    Powiada Pan hipokryta, że jest w niezłej dupie? A to ciekawe. Niemniej to właśnie doskonale pokazuje ów konflikt - rozum ma swoje zdanie, mini receptę na szczęście, ale serce i tak ...ma to w dupie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do rozumu, akurat wtedy chciałem rozważyć skrajne przypadki. Może trochę mi nie wyszło... Więc dlatego napisałem, że działanie tylko rozumem prowadzi do pokonania uczuć.

    A ostatnim akapitem wolałbym nie zajmować się tak publicznie ;) Aczkolwiek prawdopodobnie wynika z działania rozumu i strachu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tee, napisałbyś coś nowego
    a nie spoczywasz na laurach;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy post pewnie pojawi się w połowie tygodnia... Mam już pomysł o czym napisać ale nie mam kiedy. Chyba, że zrobisz za mnie sprawdzian z czytania ze zrozumieniem, prezentację z woku i sam nie wiem jeszcze co ;P Bo wolny weekend praktycznie zaczął mi się w niedzielę o 20. Ale wcześniej były same przyjemności :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Adamski, lubię Twoje posty :D
    Zaprzeczasz złotemu środkowi, jakoby był rozwiązaniem. Dlaczego? Proszę o szersze uzasadnienie.
    Wiesz jaki filozof najbardziej precyzyjnie odpowiedział na pytanie czy kierować się sercem czy rozumem? Laska. "Musisz sobie zadać jedno zajebiście ważne pytanie. Co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić." Jeśli lubisz analizować, analizuj i kmiń, ale nie narzekaj że mało masz atrakcji w życiu. Jeśli masz ochotę dać się ponieść uczuciom, dawaj, ale nie narzekaj, że dostajesz od życia po dupie, skoro nie myślisz. A najlepiej rób to na zmianę. Najpierw trochę poszalej, a jak zatęsknisz za ładem i porządkiem to wróć do analizowania, a jak za dużo Ci się w głowie nawarstwi, to daj z siebie wszystkie uczucia jakie masz. Kochaj i rób co chcesz. Pozdro dla św. Augustyna. Ludzie, których za bardzo ponosi jedna strona szalki rozumowouczuciowej mają przerabane, bo nie mogą sobie dać rady z życiem. I zostają flanelowymi koszulami z polibudy albo ćpającymi poetami przeklętymi.

    OdpowiedzUsuń