Tym razem to nie jest odpowiedź na czyjeś przemyślenia tylko początek dyskusji. Ba, nawet swego rodzaju manifest!
Strach. Lęki. Zjawiska bardzo głęboko zakorzenione w naszych osobowościach. Instynkt pierwotny, który przede wszystkim w czasach kamienia łupanego zapewnił naszemu gatunkowi przetrwanie. Ponieważ byliśmy słabsi fizycznie od innych istot baliśmy się. Baliśmy się np polować nocą, błyskawic, ryku zwierzaka itd itd... Jednak człowiek wykorzystując swój intelektualny potencjał zawsze pokonywał strach. Zaczął wykorzystywać ogień aby nie bać się nocy i chłodu. Wynalazł broń aby nie bać się zwierząt. Był na tyle zdolny aby poskromić niektóre w takim stopniu aby pomogły mu w walce z innymi. W każdym swoim działaniu człowiek działać z przyczyny lęku!
Po takim małym wstępie chciałbym przejść do meritum sprawy. Jaką rolę pełni strach w życiu człowieka społecznego? Czy lęk, który kiedyś przyczyniał się znacznie do naszego rozwoju ostatnimi czasy nie za bardzo przyczynia się do jego zahamowania?
Pierwsza sytuacja, która przychodzi mi do głowy. Wyobraźmy sobie lekcję. Nauczyciel kończąc swoją wypowiedź otwiera dyskusję zadając pytanie: "Co wy o tym sądzicie?". Zapada cisza. Niektórzy modlą się by ich nie zapytać bo najzwyczajniej nie słuchali i nie wiedzą o czym mają cokolwiek sądzić. Jednak przynajmniej połowa słuchała i mimo to nikt się nie odzywa. W końcu znajduje się ktoś kto ma coś do powiedzenia i zanim skończy zdanie w klasie wszyscy zaczynają żwawo dyskutować! Nagle każdy ma jakieś zdanie na ten temat (nawet Ci co nie słuchali, bo w międzyczasie ze strachu dowiedzieli się o czym był wykład). Takie sytuacje trafiają co najmniej raz w tygodniu... Czemu do cholery boimy się zacząć dyskusję? Boimy się być indywidualnością, która ma swoje zdanie i chce je poddać publicznej dyskusji? Chyba tak. A przecież ta dyskusja ma doprowadzić nas do wniosków, co znaczy rozwinąć nas intelektualnie. Trochę smutne, nie sądzicie?
Inna sytuacja. Spotykasz bardzo ciekawą osobę. Przeczuwasz, że znajomość z tą osobą może doprowadzić Cię do ciekawych sytuacji. No np spodziewasz się interesujących tematów w rozmowach. Mimo to boisz się odsłonić swoje karty. Rzadko przedstawiamy siebie takimi jakimi na prawdę jesteśmy. Nie potrafimy zaryzykować opowiadając nowo poznanej osobie historii swojego życia. Szkoda... To daje zawsze magiczne efekty! Przede wszystkim dlatego, że opowiadając o sobie sami poznajemy się lepiej. No i zawsze możemy coś ciekawego usłyszeć na swój temat. Społeczeństwo woli za to sprowadzać rozmowę do półśrodków, frazesów o pogodzie. Rzadko w nowym gronie rozmawiamy o swoich poglądach...
Kolejna tym razem trochę bardziej drastyczna sytuacja. Ileż to krąży opowieści na temat ludzi, do których nikt nie wyciągnął pomocnej dłoni. Czemu często słyszymy o ofiarach wypadków, ataków złodziejskich, którym nikt nie pomógł? Boimy się odpowiedzialności... A przecież możemy kogoś uratować. Wolimy uważać, że ktoś inny to może zrobić. Bardzo ciekawy jest fakt, że na kursach samoobrony zwracana jest uwaga, że okrzyk "ratunku złodziej" nikogo nie zainteresuje. Lepszą metodą uzyskania pomocy w przypadku ataku kieszonkowca jest krzyczenie "pali się", wtedy odwrócą się wszyscy (bo jest zagrożone ich życie) i jest szansa, że ktoś zareaguje odruchowo. Więc trzeba się odwołać do czyjegoś strachu aby nam pomógł. Ciekawe...
Chciałbym zwrócić uwagę, że w większości wypadków strach nas paraliżuje. Stajemy oniemieni, wydając krzyk, pisk (na widok pająka, myszy, szczura) i nic nie robimy... Albo w sytuacjach stresowych. Denerwujemy się bo boimy się porażki, czym (o zgrozo!) zmniejszamy szansę na zwycięstwo! Przykładów jest bardzo bardzo wiele!!! Spotkanie o pracę, egzaminy, randki, wystąpienia publiczne, premiery itp itd. Powiedzcie mi czemu strach tak bardzo nam przeszkadza w życiu:? Czemu nie pozwala nam wykorzystać swojego prawdziwego potencjału? I jak sobie z nim radzić? Czemu w karierze nie zawsze zwyciężają Ci, którzy mają predyspozycje, tylko Ci którzy potrafią pokonać stres i reagować frazesami?
Czasami jest jeszcze ciekawiej. Strach jest w człowieku tak głebo zakorzeniony, że jest przekonany o tym, że życie bez pokonywania go jest bezpieczniejsze, stabilniejsze. Na moim przykładzie to wygląda mniej więcej tak, że ostanio przełamałam pewien gigantyczny lęk i jak dla mnie zrobiłam coś bardzo odważnego. Teraz ponoszę tego konsekwencję i kiedy powinnam być z siebie dumna oraz pewna siebie po zrobieniu czegoś takiego, ja cały czas zastanawiam się czy nie lepiej było wcześniej. Czy nie lepiej było sprawę przemilczeć, żyć w swojej cichej, bezpiecznej swerze strachu przed wyznaniem tego co się myśli? W dzieciństwie uczyli nas: "Pokorne ciele dwie matki ssie". Chyba to się teraz odbija
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Strach nie jest jednakowy we wszystkich kulturach. Polacy są wychowywani tak aby zawsze i za wszelką cenę byli 'poprawni'- często długie rozmyślanie nad tym jak coś zrobić prowadzi do nagromadzenia przerażających nas rzeczy... i zaniechania działania. Z tym związany jest brak otwartości i zbyt duża samokrytyka. Przewidujemy (często bezpodstawnie), że ktoś źle o nas pomyśli.
OdpowiedzUsuńKasiu warto sobie chyba postawić pytanie: ile życia zostanie w życiu gdy będziemy siedzieć w bezpiecznej norze? Przepraszam za mocne porównanie, ale jaskiniowcy by nie wyszli z jaskiń gdyby nie bali się pokonać strachu ;)No i czy nadal byłabyś sobą gdybyś nie mówiła tego co czujesz. Czy milcząc i zamykając się na niektóre prawdy nie za bardzo sami siebie okłamujemy? Według mnie zatracamy siebie w sobie.
OdpowiedzUsuńCo do komentarza Asi. Trafna uwaga. Tylko ja chcę podkreślić jak bardzo takie działanie nas blokuje! To nasze polskie zaściankowe wychowanie... Uwielbiam scenę modlitwy z "Dnia Świra". Ciągle porównujemy się do innych i liczymy z ich zdaniem. Jednak zamiast zamknąć usta swoimi wyczynami wolimy życzyć źle aby ktoś nie miał prawa się wypowiadać.
Łatwo jest stawiać sobie takie pytania trudniej wcielić wnioski z nich wynikające w życie. Jednak, jak napisałam, zdobyłam się na powiedzenie tego co myślę ale pokazuję Ci jak działa mechanizm - od razu pojawiają się myśli czy dobrze się zrobiło i co robić dalej. Większość ludzi nie wie jakie to fajne uczucie pokonać samego siebie i odkryć siebie na nowo, a to właśnie daje pokonywanie własnych lęków.
OdpowiedzUsuńZ tego wniosek: strach jest niezwykle przydatny! Bez niego nie dość, że byśmy żyli dalej w jaskiniach ( w końcu ze strachu przed wielkim mamutem nasi kochani przodkowie zaczęli się zbroić ;) ) dodatkowo nasze działania byłyby w większości mało przemyślane. Podejrzewam, że ze strachu przed przegraną Napoleon godzinami obmyślał jak najlepszą strategię wojenną. Wydaje się, że strach jest wprost proporcjonalny do naszych wartości. Im bardziej nam na czymś zależy tym bardziej się boimy. I to jest bardzo twórczy proces.
OdpowiedzUsuńA że czasem strach nas przerasta? Chyba do każdej decyzji trzeba dojrzeć, a wtedy strach przesataja blokować a daje mocnego kopa energii.
Anyway, zmieniłabym szablon. Strasznie rozkojarza + niekoniecznie ta czerwień obramowań tu pasuje. ;)
OdpowiedzUsuńStrach jest przydatny patrząc na przestrzeni wieków. Jednak moim zdaniem bardzo wiele osób on przerasta. Przykład z Napoleonem nie jest chyba najtrafniejszy ponieważ dokonujesz zbyt ryzykownej psychoanalizy sprowadzającej cały jego sukces do strachu! Co innego heroiczni spartanie. Choć to też może być niezbyt ryzykowna hipoteza. A przykładów możemy doszukiwać się w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńPoza tym Twoja wypowiedź wskazuje na to, że Ty ze strachem radzisz sobie bardzo dobrze ;) Twój zysk! To jest to na co chciałem zwrócić uwagę, żeby strach był motorem napędzającym nas do działania. Żeby stał się naszym przyjacielem, a nie wrogiem, który zamienia nas w zastygłe skamieliny.
Ja natomiast uważam, że strachu się "uczymy" dorastając. A właściwie, że jego negatywna rola w naszym życiu wzrasta wraz z dojrzewaniem - przecież małe dzieci (inaczej niż dorośli) są bardzo wszystkiego ciekawe, nie boją się podejść pogłaskać psa, bawić się w brudnej piaskownicy, uśmiechnąć się do obcej osoby (to akurat sama odczuwam dosyć często ;)) czy dotknąć włączonego żelazka. Nie boją się, chyba, że coś im się przy tym stanie, poczują ból (jak przy żelazku), ale to akurat jest dobra strony strachu, to dzięki niej jeszcze żyjemy na tym świecie i to jest strach pierwotnie wpisany w naturę człowieka. A kiedy jeszcze dzieci zaczynają się bać? Kiedy mama/tata/babcia krzyknie by nie robiły tego czy tamtego (kto z nas nie słyszał "nie baw się w tej brudnej piaskownicy/w tym błocie itp., bo się ubrudzisz, a mama właśnie przed chwilą skończyła robić jedno pranie i zaraz trzeba będzie robić następne!"?) lub kiedy życie pokaże nam, że to co robimy nie jest dobrym pomysłem - obcy zacznie pytać "czego się gapisz?!", gdy się uśmiechniemy lub ktoś nowo poznany wykorzysta to, co powiedzieliśmy, to, że pokazaliśmy mu nasze prawdziwe "ja" przeciwko nam, zadając często ogromny ból... I wtedy trudno jest zrobić to samo tak odważnie jak za pierwszym razem, wtedy pojawia nam się w głowie strachliwe pytanie "a jak on znów naskoczy, że się gapię?", "a jak się znów ubrudzę i mama będzie krzyczeć?" czy "a co, jeżeli ten chłopak jest taki jak tamten i też mnie zostawi i znów będę cierpieć?". Dorastając, takich pytań mamy w sobie coraz więcej, z czasem dochodzi strach przed porażką, odrzuceniem, wyśmianiem, samotnością itd... Boimy się coraz większej ilości rzeczy, ale de facto to nie jest nasza wina, a świata w którym żyjemy i ludzi, którzy nas kształtują, warunków w których żyjemy. Przecież ktoś, kto czuje się kochany, ma oparcie w rodzinie czy znajomych nie będzie bał się odrzucenia czy samotności.
OdpowiedzUsuńA odrzucenia czy samotności będzie najbardziej
bał się człowiek zagubiony, z niskim poczuciem własnej wartości - co bierze się z braku odpowiedniego wsparcia rodziców i rodziny we wczesnych etapach rozwoju...
Kończąc - dajmy swoim przyszłym dzieciom jak najwięcej wsparcia i miłości i uważajmy by jak najrzadziej musiały się bać ;)