piątek, 8 kwietnia 2011

Przecież to nie nasza tragedia

Trochę spałem. Ale dzisiejszy film Ewy Ewart "W milczeniu" obudził chęć dzielenia się przemyśleniami. Władza czII trochę się otrze o dzisiejsze przemyślenia ale prawdopodobnie nigdy nie powstanie. W ogóle jestem ciekaw jak będzie wyglądać moje dalsze blogowanie. Ale wracając do tematu.

Rzeczony film jest zbiorowym wywiadem. Choć nawet ciężko nazwać go wywiadem ponieważ osoba reportera jest praktycznie nieobecna. Są tylko odpowiedzi, przemyślenia, wzruszenia prawdziwych ludzi. To dla mnie całkiem oryginalne uczucie zobaczyć w telewizji prawdziwego człowieka. I nawet czuć jego obecność bo przecież on jest taki blisko, na wyciągnięcie ręki. Wykadrowanie jak do portretu więc widzę każdy wyraz twarzy rozmówcy. Widzę błysk w jego oku, widzę zmarszczenie brwi. W tle tylko cisza, wiec doskonale słyszę tego człowieka. Słyszę każde zawahanie głosu, słyszę niepewność i pewność. I paradoksalnie czuję, że ten człowiek jest tuż obok mnie. I co ważniejsze wiem, że jest on prawdziwy. W tej rozmowie nie było udawania, było tylko szczerze dzielenie się emocjami. Według mnie mistrzostwo świata dla pani Ewy.

Film "W milczeniu" jak wspomniałem jest zbiorowym wywiadem. Raczej zbiorem pojedynczych wywiadów. Rozmów z rodzinami osób poległych w katastrofie pod Smoleńskiem. I jeszcze bardziej dochodzę do wniosku jakie to wielkie bagno z tej polityki. Jaki cholernie przykro jest mi teraz mówić, że jestem polakiem. Że jestem obywatelem tego kraju pełnego obłudy, kłamstwa, fałszu. I obłudne nie tylko jest bajoro sejmu ale także całe społeczeństwo. Ludzie przecież ta ogromna katastrofa wyśmienicie uwidoczniła to jacy jesteśmy beznadziejni (jaki ja jestem beznadziejny). Przypomnijmy sobie jak wszyscy się łączyliśmy w bólu. Jak wszyscy pielgrzymowali na Krakowskie Przedmieście zapalić znicz, jak na placu Piłsudzkiego zapłonął krzyż lampionów, chyba długo nie zapomnę tego śpiewu-lamentu jakie wtedy tam pod krzyżem papieskim usłyszałem. Wtedy doskonale wiedziałem po co ludziom religia. Jednak co do cholery stało się potem? Czy ktoś pamięta jak się biliśmy? Autentycznie biliśmy. Jak starzy ludzie wyzywali młodych. Jak broniony był krzyż? Blamaż na całej społecznej linii. Nie wiem jak to wytłumaczyć, że jesteśmy tacy beznadziejni. I to całe politykowanie. Jak do cholery doprowadziliśmy do tego że tragedia smoleńska stała się kluczową zagrywką polityczną. Co to ma znaczyć? Dla mnie znaczy to jedno. Zerowy brak godności. I te całe komisje, domysły, poglądy. Ja rozumiem, że niektórzy potrzebują znać prawdę. Są ludzie, którzy potrzebują wiedzieć co jest przyczyną tego że ich ojciec, mąż, syn, sąsiad, brat, narzeczony nie jest obecny na tym świecie. Tylko dlaczego te komisje tego nie rozumieją?

Przyznam się szczerze, że nie rozumiem czemu państwo wydaje takie ogromne pieniądze na pomniki i odszkodowania. Czy na prawdę tragedia ludzka potrzebuje tysięcy pomników? Powiedzcie mi po co? Czy to coś zmieni? Czy to sprawi że staniemy się społeczną jednością? Ja rozumiem pomniki budujące więzi patriotyczne. Ale czemu w okół tego wszystkiego wydarzyła się taka szopka? Czemu stać na zniewagę osób, która otrzymuje pieniądze za to, że to jego ojciec leciał w tym samolocie?

Pamiętam z tamtych dni stwierdzenia że umarło tylu przedstawicieli elit polskich. Wiecie mam przemyślenia. Po co społeczeństwu elity? Przecież ich nikt nie słucha! Rządzą Ci co dostali władzę do ręki a nie co są mądrzy.

I jeszcze meritum całej sprawy. Reportaż, który uwidaczniał ludzkie cierpienie? Czemu nie potrafimy dać sobie spokoju z tym wszystkim. Czemu ludzie którzy na prawdę cierpią musza przez z nas cierpieć jeszcze bardziej? Niesamowicie mnie wzruszyły i wkurzyły niektóre opowieści małżonek zmarłych posłów.
Jedna opowiada o tym, że aby podejść do grobu swojego męża ludzie kazali jej ustawić się w kolejce. I każdemu musiała mówić, że tam pochowany jest jej ukochany. A ona nie miała spokoju w tym spotkaniu. Otoczona przez ślepia ludzi, którzy muszą wiedzieć, musza dotknąć. Musza przeszkodzić w chwili kontemplacji.
Kolejna opowiada o pomniku. Podoba się jej. Bo symbolizuje przełamaną całość. Dla niej po tym wszystkim już nic nie będzie całością. Życie zostało przełamane i ona nie poczuje już pełności (przynajmniej przez długi czas).
Żadna nie potrafi się pożegnać. W sercach wdów żyją mężowie. I mówią wieczorem przed zaśnięciem, same do siebie wysyłają słowa w przestrzeń : "Grubasku, pora już spać. Jest po 22". I pewnie czują, że ich kochanek to słyszy, że jest obecny, I tak nadzwyczajnie nie potrafią zaakceptować faktu.

Więc zwracam się do was. Pozbądźmy się tych negatywnych emocji w stosunku tych ludzi. Oni stracili swoje życia, a na dodatek banda hien cmentarnych władzy (bo i tej krajowej i tej czwartej władzy mediów) nie pozwalają im ułożyć tego jak trzeba. I my sami nie dajemy im godnie przebyć żałoby, bo muszą przepychać się w kolejce do grobu ukochanego... Bo krzyż jest symbolem świętości to bezcześcimy żywot innych...

czwartek, 10 lutego 2011

Władza cz1

Ostatnio po głowie często chodzi mi temat władzy i polityki. Głównie jest to związane z tą małą polityką czyli nadchodzącymi wyborami do samorządu szkolnego. Wszystkie rozmyślania zaczęły się przy okazji następującego linku:
, a przede wszystkim za sprawą komentarzy pod postem. Na dodatek coraz częściej na korytarzu szkoły można usłyszeć ludzi pytających kiedy wybory, kto startuje, kto powinien startować, kto ma szanse, kto się ośmieszy. Do tego doszedł wszechobecny kryzys PO, sytuacja w północnej Afryce oraz zachowanie się innych partii w Polsce. Wszystkie te czynniki sprawiły że zaczął chodzić za mną ten temat. Próbuję dowiedzieć się co nas ciągnie do polityki. Co sprawia że jesteśmy rządni władzy?

Zacząłbym od rozmyślań na temat tej małej polityki. Szkolnego samorządu. A na przykładzie mojej szkoły można nawet zaczerpnąć z pamięci wcześniejszych wspomnień i przypomnieć sobie sławetną akcję AONKiR. W obu przypadkach odgrywałem główne role. O ile z akcją jest taka sprawa, że jak już się w nią zaangażujesz to rzeczywiście musisz pracować bo sterczy nad tobą prof. K. O tyle z samorządem jest już trochę inaczej. Odnoszę wrażenie że głównym elementem tej zabawy w politykę jest sama kampania. To jest źródło największych emocji. Potem jak już się zostanie wybranym lub nie to są dwa wyjścia. Albo będzie się dużo robiło i tak mało kto z tego skorzysta i mało kto doceni. Albo nie będzie się nic robić i wszyscy powiedzą że w sumie to samorząd nic nie musi robić. No dobra dochodzi parę obowiązków osoby publicznej. Złożyć życzenia dyrektorce, poprowadzić ślubowanie klas pierwszych, powiedzieć parę przemówień na innych uroczystościach. Jeden z komentarzy w poście Tomasza wspomniał coś o tym, że bycie osobą publiczną jest fajne. Moim zdaniem w przypadku małej polityki wcale tak nie jest. Bo cała zabawa, jak już wspomniałem, skupia się głównie na kampanii. I nie ukrywajmy że wybory wygrywa najczęściej osoba, która jest najbardziej popularna. Czyli w pewien sposób jest już osobą publiczną tylko na własny koszt. Jeśli wygra to wiele się zmienia. Po wyborach dla wielu osób przestałem być Łukaszem Adamskim a stałem się Panem Przewodniczącym. Nie dla wszystkich. Jednak jest całkiem spora grupa osób, która choćby dla żartu woła do mnie Panie Przewodniczący. Mimo że z pozoru wydaje się to głupie to tak na prawdę takie odnoszenie zaczyna budować swoistą przepaść. Zdarza się że rozmowy z niektórymi osobami w ogóle zanikają. Bo to przecież Pan Przewodniczący i na pewno nie ma czasu. Grrr! Co gorsza zdarzają się teksty, nie tylko od nauczycieli, że przecież przewodniczącemu nie stoi robić takich rzeczy. W sumie to nawet śmieszne.

To na razie tyle. Nie mam siły już pisać. Ale niedługo dopiszę kolejną część skupiając się na normalnej polityce. Tymczasem może odpowiecie mi na niektóre pytania? Bo nadal nie wiem czemu tak dajemy się ponieść popularności..

czwartek, 27 stycznia 2011

Maski

No tak miesiąc minął od ostatniego postu. Przez ten czas wiele się działo i brakowało chwil aby pomyśleć o świecie, a co dopiero o tym napisać. Na szczęście chwila się odnalazła. Dzisiaj postanowiłem napisać o maskach. Skłoniły mnie do tego dwa posty dwóch osób. O to linki do nich:
http://emotionalforget-me-not.blogspot.com/2010/12/krotki-dialog-pod-fragola.html
http://pomieszaniezpoplataniem.blogspot.com/2011/01/doborowe-towarzystwo.html


Zacznijmy przewrotnie od drugiego postu
Apel jakże słuszny. Ale nie przesadzajmy w krytykowaniu innych. Sami czasem wysyłamy sprzeczne sygnały. Sami zakładamy maski, które nie pozwalają odkryć pięknego ja. Każdy miewa ochotę być silnym niezależnym, pozbyć się wszystkich słabości, stać się niepokonanym i odważnym. Sami stawiamy w ten sposób firewall do naszego wnętrza. Przecież odkrywanie siebie to odkrywanie kart w pokerze życia. Nawołujesz do tego aby odkrywać innych, by szukać w nich tego pierwiastka piękna, którego nie zauważamy na pierwszy rzut oka. Aby odkryć coś co nie wypływa z powierzchowności. Ja chciałbym się zapytać czemu mam zadawać sobie ten trud? Czemu oczekujesz, że będę szperał i wyszukiwał elementów ludzkiego piękna u kogoś kto według mnie nie chce ich pokazać. Mówisz nie oceniajmy po wyglądzie czy ktoś jest dobry czy zły. Dzisiejsza swoboda mody, wszechobecny dobrobyt pozwala nam na pełne kreowanie swojego wizerunku. Chcemy być zadbani będziemy zadbani. Chcemy być piękni poświęcimy czas i staniemy się piękni. Nawet argument pieniędzy łatwo można pokonać. Jak się człowiek dobrze zakręci to sobie wszystko załatwi nawet i za darmo. To szaty zdobią człowieka. Ale to człowiek ma wybór jakie szaty ubierze. 

Nie bez kozery na początku odpowiedzi podkreśliłem słuszność apelu. Wspaniale, że zwróciłaś na to uwagę. Świat będzie lepszy gdy przestaniemy skreślać ludzi na skutek chwilowego poznania. Ja bym tylko spróbował pójść krok dalej i skupić się teraz na nas samych. I na tym czemu sami tak często utrudniamy komunikację międzyludzką.. 

Każdy z  nas ma różne maski swojej osobowości. Inaczej zachowujemy się w domu, w szkole, na ulicy, w centrum handlowym. Co miejsce, co sytuacja to potrafimy zmienić swoje oblicze. Czasem dzieje się to zupełnie po za nasza kontrolą, zupełnie naturalnie. Jednak często nasze zachowania są wymuszone. Czy ktoś pomoże mi wyjaśnić czemu tak oszukujemy sami siebie? Co ciekawe ten mechanizm paradoksalnie potrafi zadziałać przeciwko nam. Gdy przyjmujemy maskę silnych a jesteśmy słabi bądź nawet na odwrót. Czemu przyjmujemy maski? Czemu rezygnujemy z autentyczności? Czy na prawdę świat jest na tyle okrutny, że trzeba się schować by przetrwać? Bo ja już sam nie wiem...