poniedziałek, 22 listopada 2010

Abstynencja

Tym razem do postu natchnął mnie następujący artykuł: onet.pl

Abstynencja...
W tym artykule przykład na pomoc ukochanej osobie, pomoc samemu sobie lub prostu wstręt przed alkoholem.
Sam utożsamiam się z abstynencją. Nie na zasadzie, że procenty są złe i nigdy ich nie tknę. To trochę za duża skrajność. Na pewno mogę powiedzieć, że nie lubię alkoholu, nie lubię czuć się nietrzeźwym ale nie ma nic złego w lampce wina lub kieliszku szampana jako toast. Rzadko jest tak, że gdy widzę nowy drink to go nie spróbuję.

Chciałbym jednak poruszyć temat alkoholu na imprezach... Jest to temat, który mnie irytuje. Byliście kiedyś na imprezie bez alko? Mieliście okazje spędzić wspaniałą taneczną bibę bez alkoholu? Dla mnie osobiście alkohol jest plagą. Ile osób potrafi dobrze bawić się bez niego? Ile z nas będzie tańczyło, wygłupiało się zanim się nie napije? Według mnie przybiera to formę społecznego kalectwa. Czy na prawdę tylko wigilia może być uroczystością bez alkoholu? Bo już wszystkie urodziny, imieniny czy nawet zwyczajne spotkania kończą się paroma głębszymi...

Czemu tak tego nie lubię? Mi się wydaje, że ludzie nie widzą negatywnego wpływu alkoholu na nas. Przede wszystkim człowiek nietrzeźwy nie jest sobą. Staje się kimś innym... Super pomysł! Idziemy na łatwiznę. Chcemy kogoś poderwać, pijemy na odwagę. Chcemy się zabawić, pijemy na zwolnienie hamulców... Oszukujemy własny organizm! Ba, ile razy alkohol wywołuje efekt agresywności? Stajemy się wszechmocni... Nie uważam, że to dobrze...
Problem pijanych kierowców. No jak można wsiąść do samochodu po piciu? Nigdy tego nie zrozumiem...

Kolejny problem pijanych nastolatków. Młodzież się upija, traci kontrolę nad sobą, a potem przeżywają problemy. I to lansowanie, czego to ja nie zrobiłem po alkoholu. I ciekawie jeszcze jak to z dopalaczami było :)

Sam nie jestem czysty... Parę razy się zdarzyło upić. I tylko jeden wspominam dobrze. Za każdym innym razem miałem poczucie, że nie jestem sobą, poczucie zakłamanego świata. Czy do tego dążymy? Czy wy też miewacie takie odczucia?

11 komentarzy:

  1. W dzisiejszych czasach brakuje otwartości (sama z tym walczę). Ludzie alkoholem podbudowują swoje ego.
    W moim odczuciu Młodzi dążą do oderwania się od rzeczywistości. Problem polega na tym, że nie mają zajęcia! Siedzą przed komputerem, palą pod blokiem albo z braku laku chodzą na zakrapiane imprezy... beznadziejny stan rzeczy, marazm z którego nie sposób ich wyrwać.
    Na szczęście są jeszcze działające jednostki które mają szansę zmienić coś na lepsze :)

    Pozdrawiam,
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, Adamski, pamiętam, że nie chciałeś się ze mną napić :P
    Teraz serio. Alkohol to nieodłączny składnik kultury i nie da się go z niej wyrzucić. To tak jak wyrzucać z kultury choinkę, nie da się. Ale we wszystkim trzeba znać umiar, ot zwykła, ale najtrudniejsza na świecie zasada równowagi. Można afiszować swoją abstynencję, można też wykrzykiwać "alśnajbam!" na każdej imprezie. Chyba nie o to chodzi. Moim zdaniem chodzi o to, żeby w życiu do czegoś dojść, tak żeby alkohol w tym nie przeszkadzał. Chodzi o to, żeby znać swoje granice, fizyczne i psychiczne. Alkohol w tym pomaga. Nam pomógł rozpocząć dyskusję, to plus dla procentów ;) Chodzi wreszcie o to, żeby mieć swoje zasady i dziarsko iść przez życie trzymając się ich, tak żeby alkohol nie przeszkadzał. W ramach tego, jak komuś smakuje, to chętnie się z nim napiję, bo mi smakuje, jak nie to nie. Mi na przykład nie smakuje wątróbka i z nikim nie zjem wątróbki. Za to temat pijących małolatów to temat rzeka ;) Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty to Ty, a inni? Jakoś nie znam osób, które szantażują "ze mną nie zjesz wątróbki"? Właśnie szantażują... Wszystko byłoby w porządku gdyby to czy ktoś pije czy nie nie było wyznacznikiem społecznym. Alkohol jest elementem kultury. Szlacheckiej chyba... Bo przecież po alkoholu każdy jest najmocniejszy i najlepszy.
    Mówisz, że alkohol ułatwia komunikację. Jasne ludzie stają się bardziej otwarci ale czemu nie znają swoich granic? Albo czemu świadomie je przekraczają?

    OdpowiedzUsuń
  6. A czy to czy ktoś pije czy nie jest wyznacznikiem społecznym? Czy czujesz się lepszy mówiąc "nie, nie piję"? Jeśli ktoś twierdzi że wszyscy jesteście do niczego bo ja piję, a wy to dziecinni abstynenci, to ma ograniczone horyzonty i szkoda czasu i własnych myśli na przejmowanie się takimi ludźmi. Zresztą jeśli nawet osoby z Twojego najbliższego towarzystwa tak uważają to na pewno masz tyle siły żeby wypracować opinię "ja nie piję, nie proponuj, uszanuj mój wybór, tak jak ja szanuję Twoje" i sprawić żeby w Twoim przypadku nie uważały Cię za kogoś niżej. Tyle w temacie wyznaczników społecznych, które w gruncie rzeczy są ostro bez sensu. "Kto pierwszy jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień", więc może nie osądzajmy innych po "wyznacznikach społecznych".
    Alkohol jest elementem kultury, bo kultura szlachecka to również Twoja kultura. Tacy byli Twoi przodkowie i nie możesz tego zmienić. Dużo gorsze pod tym względem są papierosy które elementem kultury nie są i na te chętnie bym naskoczył.
    Po alkoholu każdy jest najmocniejszy i najlepszy ale w gimnazjum. Jak masz trochę w głowie to wiesz, co zrobić żeby nie zejść za szybko i zachowywać się jak człowiek nawet po wypiciu. A jeśli masz ochotę szybko zejść, to też z klasą. A po to jest wiek dojrzewania, żeby się dowiedzieć jak to zrobić. "Jak się nie wywrócisz to się nie nauczysz".
    Ludzie świadomie przekraczają granice, bo mają na to ochotę. Nie żyjemy w idealnym świecie i nawet Ty masz ochotę zrobić czasem coś złego, przekroczyć jakąś granicę. Dlaczego? Bo to fajne. Bo życie nie może być niekolorowe. Tylko, jak zwykle, wszystko z głową.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na wypadek, gdyby zaplątał się tutaj ktoś, kto nie wie, o co chodzi - ciąg komentarzy poniżej był pierwotnie jedną długą wypowiedzią, ale się nie zmieścił... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Obiecałam komentarze jak tylko znajdę wolną chwilę, więc postanowiłam się zebrać od razu i skomentować chociaż jeden post. A zaczynam akurat od tego tematu, ponieważ ostatnio sama miałam wiele przemyśleń na temat alkoholu. Ale moje własne spostrzeżenia może zostawię na koniec… Najpierw pozwolę sobie odnieść się konkretnie do tego, co napisałeś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. „Byliście kiedyś na imprezie bez alko? Mieliście okazje spędzić wspaniałą taneczną bibę bez alkoholu?”
    Cóż, faktycznie dzisiaj trudno trafić na imprezę bezalkoholową. Szczególnie w moim środowisku. (Powinnam chyba zaznaczyć, że ja pochodzę z nieco innego środowiska, jednak nie różni się ono od warszawskiego aż tak bardzo, jak kiedyś myślałam.) Wracając do tematu – słuchając moich kolegów często dochodziłam do wniosku, że ilość podanego alkoholu jest według nich najlepszą miarą jakości imprezy, a co za tym idzie, wszystkie, na których nie „dało się” upić były beznadziejne… I tego oczywiście nie pochwalam, ale co z takimi ludźmi można zrobić? Mam wrażenie, że każdy musi dojść sam do tego co robią z nim „procenty”. Rozmawiałam z kolegami niejednokrotnie i większość z nich pije, bo właśnie to, czego Ty nie lubisz – czyli uczucie nietrzeźwości – sprawia im swego rodzaju przyjemność. Traktują to jako odskocznię – tak przynajmniej twierdzą. Przy okazji tańca nie można pominąć „picia na odwagę”, o którym też wspomniałeś. Wielu moich znajomych twierdzi, że nie potrafi tańczyć, a w rzeczywistości wiem, że po prostu nie są na tyle odważni, by wyjść na parkiet, bo boją się, że nie spełnią oczekiwań dziewczyn (w tańcu oczywiście – jakkolwiek to brzmi ;) ). Ale zwykle twierdzą tak tylko do drugiego – trzeciego kieliszka – potem każdy zamienia się w Króla Parkietu. Ale, o dziwo, ostatnio zauważyłam na przykładzie jednego z moich kolegów, że czasem może dać to pozytywne skutki. Wspomniany kolega pół roku temu wychodził na parkiet dopiero w stanie, w którym właściwie nie powinien ruszać się z miejsca. Na każdej kolejnej imprezie potrzebował coraz mniej „odwagi”, by zacząć tańczyć, a dziś nie trzeba go już nawet namawiać – sam rozpoczyna zabawę jeszcze przed pierwszym toastem :) I nie napisałam tego w obronie pijących, ale zawsze warto dostrzegać dwie strony medalu. Nic nie jest złe ani dobre w 100%. A tak poza tym, to niestety nie mogę się pochwalić obecnością na „wspaniałej tanecznej bibie bez alkoholu”, ale nieraz zdarzało mi się na imprezie nie pić i zwykle trafiał się też niepijący tancerz, więc ja bez alkoholu mogę się bawić. I to świetnie :) Dobrze, może koniec już o imprezach…

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli chodzi o urodziny, imieniny itp. – myślę, że tutaj zawsze wznosi się toast, by wyróżnić ten dzień, okazję spośród innych. A właściwie to kiedyś tak było, ponieważ dzisiaj rzeczywiście niektórzy potrafią codziennie znaleźć powód, by się napić, przez co gest ten stracił symboliczny wymiar. Ale stało się tak też pewnie dlatego, że kiedyś zdecydowanie trudniej było zdobyć trunek, nie każdy mógł sobie na to pozwolić, dlatego spożywano go jedynie okazjonalnie. Dzisiaj jest na porządku dziennym, ponieważ wiele osób uważa go za oznakę dostatku…
    Dalej piszesz: „Chcemy kogoś poderwać, pijemy na odwagę.”. Fakt, zdarza się tak często. Ale wydaje mi się, że wynika to z niedojrzałości pijących. W moich oczach (i myślę, że nie tylko moich) ktoś, kto pije „na odwagę” by poderwać dziewczynę, traci a nie zyskuje. Zyskują Ci, którzy właśnie dla swojej ewentualnej (przyszłej)/obecnej dziewczyny potrafią czasem się powstrzymać od niektórych napojów. Nawiązując do Twojego najnowszego postu – można powiedzieć, że przyjmują wtedy rodzaj maski, ale czy w tym przypadku jest to złe?
    A propos pijanych kierowców bardzo się nie „rozwodziłeś”. Właściwie nie ma chyba sensu. Ja, tak samo jak Ty, nigdy tego nie zrozumiem. I nie słucham ludzi, którzy twierdzą, że wiedzą, ile mogą wypić i „bezpiecznie” jechać. Ja, jeszcze zanim zaczęłam kurs, obiecałam, że nigdy po alkoholu za kierownicę nie wsiądę i tej zasady się trzymam. I trzymać się jej zamierzam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Problem pijanych nastolatków… mam wrażenie, że coraz częściej zamienia się w problem pijanych dzieci. Coraz młodsi sięgają po alkohol, a wiadomo, że im młodsi, tym gorzej na niego reagują i więcej głupstw mogą zrobić. Ale i to temat rzeka, a ja już chyba troszkę przesadziłam z objętością komentarza… a to jeszcze nie koniec ;)

    Teraz moje „luźne refleksje”. Ale już postaram się streścić :) Ja tym, że się upiłam pochwalić się nie mogę (to chyba dobrze ;) ), ale pić piłam i to często niemało. Zwykle kończyłam, kiedy docierałam do stanu, gdy zdobywałam się na różne poczynania, których na trzeźwo faktycznie zwykle nie robiłam. Ale zawsze byłam świadoma tego, co robię. Nie zniosłabym chyba sytuacji, gdy zrobiłabym coś naprawdę głupiego, bo nie byłabym w stanie się powstrzymać albo, co gorsza, gdybym musiała słuchać od kogoś, co się ze mną działo, bo sama bym tego nie pamiętała… Mam wrażenie, że niektórym się to nie przeszkadza, ale ja taka jestem i już.

    Nie wiem, czy zauważyłeś, ale napisałam „piłam”. Całkiem niedawno napisałabym jeszcze: „piję”. Z nie do końca określonych powodów (właściwie to po kilku różnych rozmowach i przemyśleniach) postanowiłam stać się prawie-abstynentką. Prawie, bo z mojego ukochanego wina nie zrezygnuję, ale w nim ważna jest degustacja, a nie ilość wlanego alkoholu do organizmu ;) I ja z tym faktem nie mam żadnego problemu, nie czuję, że coś tracę, coś mnie omija. Gorzej radzą sobie z tym moi znajomi, którzy przyzwyczajeni są, że każde spotkanie jest dobrą okazją, by się napić, więc na razie mi nie pomagają, jednak mam nadzieję, że niedługo się przyzwyczają i nie będą mi już nawet proponowali. Może będzie to trochę lakoniczne porównanie, ale kiedy kilka lat temu przestałam jeść chipsy (gdy wszyscy inni nie mogli przeżyć przerwy w szkole bez jednej paczki), nikt nie mógł mnie zrozumieć. Dzisiaj już nawet nie częstują – wiedzą, że i tak nie wezmę :)

    I tym optymistycznym akcentem zakończę swój „komentarz”, który okazał się być dość obszerny. Przepraszam, ale nie byłam w stanie bardziej okroić swojej opinii. I tak nie wyraziłam tutaj wszystkiego. Myślę, że jest to temat, na który moglibyśmy podyskutować „na żywo” – wtedy obydwoje mielibyśmy szansę wyrazić wszystko, nie ograniczając się. A jak na razie – jeśli to czytasz - dziękuję, że przebrnąłeś przez moje rozważania. I jeśli wyżej nie zauważyłeś, to teraz napiszę wprost – zgadzam się z Tobą niemalże w 100%! ;)

    Jeszcze raz przepraszam za objętość ;)

    Pozdrawiam :)
    Paula

    OdpowiedzUsuń