czwartek, 10 lutego 2011

Władza cz1

Ostatnio po głowie często chodzi mi temat władzy i polityki. Głównie jest to związane z tą małą polityką czyli nadchodzącymi wyborami do samorządu szkolnego. Wszystkie rozmyślania zaczęły się przy okazji następującego linku:
, a przede wszystkim za sprawą komentarzy pod postem. Na dodatek coraz częściej na korytarzu szkoły można usłyszeć ludzi pytających kiedy wybory, kto startuje, kto powinien startować, kto ma szanse, kto się ośmieszy. Do tego doszedł wszechobecny kryzys PO, sytuacja w północnej Afryce oraz zachowanie się innych partii w Polsce. Wszystkie te czynniki sprawiły że zaczął chodzić za mną ten temat. Próbuję dowiedzieć się co nas ciągnie do polityki. Co sprawia że jesteśmy rządni władzy?

Zacząłbym od rozmyślań na temat tej małej polityki. Szkolnego samorządu. A na przykładzie mojej szkoły można nawet zaczerpnąć z pamięci wcześniejszych wspomnień i przypomnieć sobie sławetną akcję AONKiR. W obu przypadkach odgrywałem główne role. O ile z akcją jest taka sprawa, że jak już się w nią zaangażujesz to rzeczywiście musisz pracować bo sterczy nad tobą prof. K. O tyle z samorządem jest już trochę inaczej. Odnoszę wrażenie że głównym elementem tej zabawy w politykę jest sama kampania. To jest źródło największych emocji. Potem jak już się zostanie wybranym lub nie to są dwa wyjścia. Albo będzie się dużo robiło i tak mało kto z tego skorzysta i mało kto doceni. Albo nie będzie się nic robić i wszyscy powiedzą że w sumie to samorząd nic nie musi robić. No dobra dochodzi parę obowiązków osoby publicznej. Złożyć życzenia dyrektorce, poprowadzić ślubowanie klas pierwszych, powiedzieć parę przemówień na innych uroczystościach. Jeden z komentarzy w poście Tomasza wspomniał coś o tym, że bycie osobą publiczną jest fajne. Moim zdaniem w przypadku małej polityki wcale tak nie jest. Bo cała zabawa, jak już wspomniałem, skupia się głównie na kampanii. I nie ukrywajmy że wybory wygrywa najczęściej osoba, która jest najbardziej popularna. Czyli w pewien sposób jest już osobą publiczną tylko na własny koszt. Jeśli wygra to wiele się zmienia. Po wyborach dla wielu osób przestałem być Łukaszem Adamskim a stałem się Panem Przewodniczącym. Nie dla wszystkich. Jednak jest całkiem spora grupa osób, która choćby dla żartu woła do mnie Panie Przewodniczący. Mimo że z pozoru wydaje się to głupie to tak na prawdę takie odnoszenie zaczyna budować swoistą przepaść. Zdarza się że rozmowy z niektórymi osobami w ogóle zanikają. Bo to przecież Pan Przewodniczący i na pewno nie ma czasu. Grrr! Co gorsza zdarzają się teksty, nie tylko od nauczycieli, że przecież przewodniczącemu nie stoi robić takich rzeczy. W sumie to nawet śmieszne.

To na razie tyle. Nie mam siły już pisać. Ale niedługo dopiszę kolejną część skupiając się na normalnej polityce. Tymczasem może odpowiecie mi na niektóre pytania? Bo nadal nie wiem czemu tak dajemy się ponieść popularności..